Czas zakończyć litewską przygodę, choć chciałbym jeszcze kiedyś wrócić na Litwę, bo parę miejsc z powodu braku czasu ominąłem. Dziś czas na Kowno i Troki.
Kowno jest drugim pod względem liczby mieszkańców miastem litewskim i słynie głównie z tego, że w okresie międzywojennym pełniło funkcję stolicy kraju, jako że za sprawą gen. Żeligowskiego Wilno zostało przyłączone do Polski. Zatrzymałem się u bardzo miłej pary z CS, Tautvydasa i Ireny i jak to Tautvydas sam stwierdził, gdyby nie wspomniany wyżej fakt, Kowno do dzisiaj byłoby miasteczkiem, a tak, z racji pełnionej funkcji, pewne inwestycje musiały być poczynione. Na mnie Kowno zrobiło wrażenie miasta trochę prowincjalnego, mimo, że dało się słyszeć zagranicznych turystów. Nie zabrakło również wycieczek z Polski.
Przybyłem do Kowna w piątek popołudniu i razem z Tautvydasem wybraliśmy się do knajpki z fajnym wystrojem. Z racji oddalenia od centrum byli tam tylko miejscowi. Klimat przypominał mi trochę wrocławskie Niebo sprzed lat. Kilka słów powiem o moich poszukiwaniach mieszkania moich gospodarzy. Znajduje się ono w blokach, które tak jak wileńskie proszą się o remont. Spytałem o adres miejscowych panów pod sklepem monopolowym, wskazali poprawnie po czym usłyszałem pytanie: „You – America?” 🙂 Powiedziałem, że jestem z Polski i potem się zastanawiałem czy dobrze zrobiłem. Ach te stereotypy. Panowie umilali nam czas do późna puszczając rosyjskie disco. Bardzo fajne klimaciki 🙂
Jako, że Tautvydas musiał w sobotę popracować a Irena dopiero wieczorem wracała z Wilna, wybrałem się na zwiedzanie. Kowno można spokojnie zwiedzić w jeden dzień. Poniżej kilka fotek.
Przyznam się bez bicia, że najbardziej ostrzyłem sobie ząbki na Muzeum Wojny, które, pomimo przedstawiania litewskiej wersji historii, mnie nie rozczarowało. Mnóstwo eksponatów, obrazów i poczet Wielkich Książąt Litewskich i Polskich Królów (obrazy były w tej kolejności podpisane). Był też wrak samolotu Lituanica, na którym Steponas Darius i Stasys Girenas przelecieli Atlantyk w 1933 roku, rozbijając się niestety jakieś 650 km od Kowna. Piloci ci cieszyli i cieszą się na Litwie sławą większą niż u nas Żwirko i Wigura. Niestety opłata za robienie zdjęć w Muzeum była kilkakrotnie wyższa niż cena biletu (rzecz u nas już chyba nie praktykowana), więc stwierdziłem, że dla zasady dam sobie spokój. Nie omieszkałem też tego skrytykować na karteczce z sugestiami dla dyrekcji.
Wpadłem też na chwilkę do byłego Pałacu Prezydenckiego, w którym jest teraz urządzone muzeum. Budyneczek nie prezentuje się bardzo okazale z zewnątrz, ale wnętrza całkiem przyjemnie były udekorowane.
Do rynku wiedzie Aleja Wolności, przy której 15 maja 1972 roku Romas Kalanta dokonał samospalenia w proteście przeciwko okupacji przez ZSRR. Przyznać się muszę, że w trakcie wizyty na Litwie sporo się dowiedziałem o jej najnowszej historii, o oporze w trakcie II Wojny Światowej i w trakcie okupacji ZSRR, a także o odzyskaniu niepodległości w 1990 roku. Litwini to zwyczajni ludzie, mający silne poczucie przynależności narodowej i mimo, że są bardzo wyczuleni na naszą wspólną historię, bardzo mile tam spędziłem czas. I tego właśnie powinny uczyć podróże – wyzbywania się uprzedzeń i stawania się bardziej tolerancyjnym. Aczkolwiek odniosłem wrażenie, że Litwini, których poznałem w Anglii, są mniej tolerancyjni od swoich rodaków mieszkających na Litwie.
W sobotę wieczorem moi gospodarze zabrali mnie na spotkanie ze swoimi znajomymi, którzy przyprowadzili swoich gości z Couchsurfingu, więc odbyło się nieformalne, międzynarodowe spotkanie na trawce, przy piwku. I poza jednym Ślązakiem, który bardzo chciał uchodzić za Niemca, ludzie byli bardzo mili.
W niedzielę włóczyłem się jeszcze po mieście, jako że oboje gospodarze musieli popracować trochę. Ryneczek prezentuje się bardzo dobrze, z małym ale ładnym ratuszem, w pobliżu którego zamieszkiwał Adam Mickiewicz w czasie, kiedy pracował w Kownie jako nauczyciel. Nie odpuściłem sobie wizyty na zamku, wybudowanym przez Krzyżaków pod koniec XIV-go wieku. I była to wizyta rozczarowująca, bo poza basztą nie ma tam za wiele do oglądania. Ale byłem świadkiem przenoszenia panny młodej przez mostek w pobliżu zamku i podejrzewam, że zwyczaj ten cieszy się popularnością w zależności od… wagi panny młodej 🙂
Dodam tylko, że w okolicy Dworca Głównego unosi się z browaru Volfas Engelman zapach warzonego piwa :), który umila wędrówkę po mieście.
Po powrocie do Wilna, gdzie znowu zatrzymałem się u Renaty z CS i zaliczeniu karmelowego piwa, postanowiłem zwiedzić Troki. Znajdują się one w odległości około godziny jazdy autobusem od Wilna.
Troki, choć malutkie (liczą około 5500 mieszkańców, z czego około 21% to Polacy), mają wiele do zaoferowania. Są tam dwa zamki, tzw. lądowy, znajdujący się na półwyspie i drugi (zbudowany przez Witolda, dzisiaj pięknie zrekonstruowany), znajdujący się na małej wysepce. Zamek ten od 1408r. był główną rezydencją wielkich książąt litewskich. Wzdłuż głównej ulicy w Trokach rzuca się w oczy charakterystyczna zabudowa karaimska. Karaimowie, sprowadzeni na Litwę przez Witolda, to lud prawdopodobnie pochodzenia semickiego, z osobną religią wywodzącą się z judaizmu. Grupa ta liczy około 30 tysięcy wyznawców i jest rozrzucona po całym świecie. Główna różnica między Karaimami a Żydami polega na tym, że ci pierwsi odrzucają władzę rabinów i Talmud, opierając się na Biblii, a w szczególności na Pięcioksiągu Mojżeszowym. Charakterystyczna w drewnianych chatach karaimskich jest ściana frontowa, która zwykle ma trzy okna: jedno dla Boga, drugie dla Witolda, trzecie dla domowników. Budowa Muzeum Karaimskiego (niestety zamknięte, kiedy ja tam byłem) rozpoczęta została przez państwo polskie w 1938 roku. Na półwyspie znajduje się ufundowany przez Witolda kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, który słynie z obrazu Matki Boskiej Trockiej (drugiego w Rzeczypospolitej, po Matce Boskiej Częstochowskiej, ukoronowanego przez papieża), Patronki Litwy, który corocznie jest miejscem uroczystych obchodów ku jej czci. Przed trockim obrazem Matki Bożej Pocieszenia modlili się m.in.: Stefan Czarniecki, król Jan Kazimierz, Jan III Sobieski.
I tak dobiegła końca moja wędrówka po Litwie, ale jak już wspomniałem, z pewnością wrócę, żeby zobaczyć resztę kraju.