Marcin podbija wybrzeże wschodnioafrykańskie

Z podbojami różnie bywa a jak było z moją próbą – przeczytajcie!

Jak już wspomniałem, mieliśmy kupione bilety na autobus z Aruszy do Mombasy. Kupiliśmy je przez internet jeszcze w Anglii. Po przyjeździe od Masajów, nasz znajomy Lazaro powiedział, że są małe problemy z naszymi biletami. Poszliśmy więc do biura i okazało się, że problem polega na tym, że… naszej rezerwacji nie ma. Podobno są problemy komunikacyjne pomiędzy Aruszą a Mombasą i to Mombasa zawaliła. Mogę udać się z reklamacją do… Mombasy. Z tym że nie miałem się jak tam dostać. Jak u Barei, tylko że w Afryce 😉 Dali nam namiar na inne „biuro podróży” o nazwie Simba 🙂 gdzie udało nam się zakupić dwa bilety na następny dzień. Zamiast 5 godzin podróż miała trwać 8 a cena była o połowę niższa. Trochę mnie to zastanowiło ale nic to. Autobus miał wyruszyć o 7 rano więc byliśmy tam o 6:30. Kierowca przyjechał po 8… Dobrze, że w ogóle przyjechał, bo okolica wyglądała na mało bezpieczną a wierzcie mi, że dwa białasy z plecakami zwracają na siebie uwagę w takim mieście jak Arusza. Autobus wyglądał jak te 2-giej klasy w Meksyku (tudzież stare Autosany PKS-u).

IMG_2441

Klimat jak na wycieczce szkolnej…

Siedzenia były mokre, jeśli mycie było przyczyną spóźnienia to szkoda, że kierowca nie umył autokaru także na zewnątrz… Ale ściskając w ręku kamyk zielony i bilety zajęliśmy miejsca o numerach 21-22. Jako że z nami jechał chyba cały żywy inwentarz Aruszy i materiały budowlane na całą autostradę plecaki musieliśmy trzymać w środku autobusu. Wszystkie okna otwarte, afrykańskie disco leciało na full z głośnika przy naszych fotelach, inni pasażerowie trochę podejrzliwie na nas patrzyli, pewnie myśląc, że się zgubiliśmy ale w końcu wyruszyliśmy około 8:30. Jak się mogliśmy spodziewać, podróż nie trwała 8 godzin. Dotarliśmy do Mombasy około 11 wieczorem… Kierowca starał się zabrać każdego możliwego pasażera, ludzie wokoło nas się zmieniali, jeśli opuściłeś swoje miejsce to już ktoś inny tam siedział po powrocie, tylko my trzymaliśmy się naszych siedzeń o numerach 21-22.

Dojechaliśmy do granicy w Taveta, cały autobus został wyładowany. My, z naszymi europejskimi paszportami zostaliśmy oczywiście odprawieni na końcu. Kiedy już opuściliśmy budynek zauważyliśmy, że wszyscy załadowani i czekają tylko na nas. Byliśmy więc przygotowani na to, że będziemy siedzieć oddzielnie. Co gorsze, widzieliśmy tylko Matyldy plecak. Spodziewając się, że mój się „zagubił” wsiedliśmy do autobusu żeby zapytać kierowcy. Odrazu młody chłopak zawołał Matyldę, mówiąc że wziął jej plecak (który był de facto moim, ale liczy się fakt, że młodzieniec się bardzo chciał Matyldzie przypodobać). Zgadnijcie, jakie miejsca nam zostały? 21-22! Współpasażerowie stwierdzili, że to „nasze” miejsca. Odtąd na jakimkolwiek postoju mogliśmy oboje wysiąść i być pewni, że fotele 21-22 będą na nas czekały. Jakby wszyscy jednogłośnie postanowili się nami opiekować. Bardzo miło nam się zrobiło, a że praktycznie tuż za granicą zaczyna się Park Narodowy Tsavo, widoki zrobiły się naprawdę śliczne.

IMG_2439

Słonik powitał nas już przy wjeździe do Parku

IMG_2435

Baobaby i akacje – wizytówka sawanny

IMG_2433

Zmęczeni ale szczęśliwi użytkownicy transportu publicznego we Wschodniej Afryce

W czasie postoju można było zakupić przez okno owoce, smakołyki a że podróż miała być dłuższa niż planowaliśmy, to zakupiliśmy banany. Niestety zapowiadało się na to, że przybędziemy do Mombasy po zmroku a musieliśmy się jeszcze dostać na plażę Diani na południe od miasta gdzie mieliśmy zarezerwowany hotel. Postanowiliśmy, że nie weźmiemy tuk-tuka tylko dotrzemy do postoju taksówek i będziemy się twardo targować. Kiedy już wyładowaliśmy się z autobusu na Mwembe Tayari Road zostaliśmy obskoczeni przez kierowców tuk-tuków. Wybraliśmy, tudzież zostaliśmy wybrani przez chyba najsilniejszego z kierowców, który miał nas zabrać na postój. Zdołał nas jednak przekonać, że o tej porze tuk-tukiem będzie nawet szybciej, taniej i że on wie dokładnie gdzie nasz hotel się znajduje. Jak tu odmówić?!? Chcieliśmy się zabrać w matatu, ale to był plan przewidujący nasze przybycie koło 15-16 a nie 23… Stare miasto i centrum Mombasy (nazywanej w Suahili Kisiwa Cha Mvita – Wyspą Wojny) znajdują się na wyspie więc żeby się wydostać należy wziąć prom, który dla pieszych jest darmowy. Jadąc na południe wzięliśmy prom Likoni. Mimo, że nie czułem się 100% bezpiecznie, było coś romantycznego w przeprawie promem po zmroku. Po pobycie w głębi lądu zapach i odgłos morza zagłuszał niemalże wszytko. Prom szybko się zapełnił, ludzie stali dookoła każdego pojazdu, czułem się otulony przez tę ciżbę ludzką. Pomimo zmęczenia całodniową podróżą, adrenalina i mieszanka zapachów – potu, przypraw, morza, oleju silnikowego sprawiały, że byłem w pełni rozbudzony. Świadomość, w jak bardzo egzotycznym i pełnym historii miejscu jestem sprawiła, że zacząłem się uśmiechać do siebie i Matyldy.

ferry

Prom Likoni – normy obciążenia raczej nie są przestrzegane

Po zjechaniu z promu nasz kierowca zasuwał tak szybko, że chyba rzeczywiście taksówka szybciej by nie pojechała, biorąc pod uwagę stan dróg. Zostaliśmy oczywiście zatrzymani przez Policję, która po zobaczeniu nas zażądała łapówki. Kierowca się wykręcił, mówiąc że nie ma pieniędzy i że nie wypada mu brać zapłaty od nas przed końcem trasy. Policjanci w Kenii są bardzo pomocni, powiedzieli mu, żeby się pośpieszył i że oni zaczekają na niego…

Kierowca oczywiście nie miał pojęcia, gdzie jest nasz hotel. Jako że spojrzałem na google maps wcześniej to miałem pojęcie gdzie skręcić, ale on wiedział lepiej 😉 Najpierw sam próbował znaleźć, nie reagując na moje delkatne sugestie, żeby kogoś zapytać. W końcu po pół godziny krążenia udało nam się dotrzeć do hotelu. Na szczęście nas wpuścili a rano dokładnie sobie obejrzeliśmy naszą posesję.

IMG_2446

Bardzo urocza chatka

Przygód w Kenii ciąg dalszy nastąpi niedługo a tymczasem pozdrawiam gorąco z deszczowego i wietrznego Goteborga.

Categories: Podróż | Tagi: , , , , , , , , , , | Dodaj komentarz

Zobacz wpisy

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.